User Menu Search
Close
Maciej Łaszyński: Podstawą tej drużyny jest kibicowanie Lechowi Poznań
Lech Poznań
/ Kategorie: Lech Poznań

Maciej Łaszyński: Podstawą tej drużyny jest kibicowanie Lechowi Poznań

Maciej Łaszyński zagra w sobotę swój 191 mecz w barwach Wiary Lecha i prawdopodobnie będzie to jego ostatni mecz w blisko 30-letniej przygodzie z piłką. W przededniu odwieszenia swoich butów na kołek wieloletni kapitan Lechitów opowiada o tym, jak wspomina 9 lat w drużynie kiboli.

Jesteś wychowankiem Lecha. Jak wyglądały Twoje początki?

Do Lecha przychodziłem w podstawówce w wieku około 10 lat, ale trenowałem z chłopakami starszymi o dwa lata. Mój brat trenował, więc przychodziłem popatrzeć i któregoś razu trener zaprosił mnie do gry.

Czyli na pierwszy trening przyprowadził Cię brat?

Nie, sam przyszedłem. Mieszkałem niedaleko, a szkołę podstawową miałem za rogiem, więc na stadion zawsze się przychodziło. Kiedyś to wyglądało kompletnie inaczej. Przychodziło się na treningi i nie było żadnych zapisów, czy rekrutacji. Przychodziłeś samemu i sam się wpraszałeś na trening.

Czujesz się spełniony po prawie trzydziestu latach od pierwszego treningu piłkarskiego?

Zawsze grałem tylko i wyłącznie dla przyjemności. Podoba mi się ta rywalizacja na niższym szczeblu, ale to przede wszystkim zabawa. Moja gra w piątej lidze, czy w niższych klasach zawsze była głównie zabawą i sposobem na wypełnienie czasu. Ciężko powiedzieć, co bym robił, gdyby nie piłka. Odkąd pamiętam, futbol był częścią mojego życia. Mam trójkę braci i dwóch z nas zawsze grało w piłkę, przechodząc po drodze przez Lecha. Jako najmłodszy gram najdłużej, choć grę w Lechu zakończyłem na etapie juniora, a potem spróbowałem amatorskiej piłki.

Do Wiary Lecha trafiłeś w wieku 30 lat i to właśnie u nas przeżywałeś najlepsze momenty w przygodzie z futbolem?

Na pewno w Wiarze Lecha grałem najdłużej. Po kilku latach w Poznań FC, gdzie też zdobyliśmy awanse i była fajna ekipa. Ogrywaliśmy wtedy wszystkich bodajże w B klasie i po fajnej grze awansowaliśmy wyżej. 9 lat w Wiarze Lecha i te wszystkie mecze z Kolejowym Herbem na piersi, w których wziąłem udział zapamiętam jednak zdecydowanie lepiej.

Już grając w Poznań FC słyszałem, że ruszyła drużyna kibicowska i z biegiem czasu dochodziły mnie słuchy, że grają tam kibole Kolejorza. Dostawałem pytania, dlaczego tam nie gram, a ja wiedziałem, że prędzej czy później te drogi się zejdą. I się zeszły.

Spodziewałeś się odchodząc z juniorów Lecha, że zagrasz jeszcze kiedyś w niebiesko-białych barwach?

Od małego chodziłem na stadion. Jeszcze na ten stary stadion, gdzie grano kiedyś mecze ligowe w niedzielę o godzinie 12. Zaraz po obejrzanym meczu brało się piłkę, wychodziło na dwór i naśladowało idoli z Lecha. Pamiętam, jak miałem 8-10 lat i przychodziłem na stadion oglądać treningi i podziwiać Andrzeja Juskowiaka, Jerzego Podbrożnego, czy Jarka Araszkiewicza. W tamtych czasach dostęp do piłkarzy był o wiele łatwiejszy. Przychodziłem zobaczyć trening i stałem 5 metrów od moich idoli. Każdy chciał zostać piłkarzem, a w moim przypadku drogi potoczyły się inaczej i zostałem piłkarzem amatorem.

Jak podsumujesz te dziewięć lat w Wiarze Lecha?

Przez te dziewięć lat uzbierałem mnóstwo wspomnień. Trudno zliczyć wszystkie mecze, sparingi i treningi, na których byłem. Spotkań ligowych uzbierałem na razie 190, ale tego poświęconego czasu z chłopakami jest znacznie więcej. W zespole wciąż jest kilku chłopaków, którzy byli w Wiarze Lecha jeszcze przede mną. Bardzo dużo chłopaków przyszło, część odeszła, wciąż dołączają nowi. Dla mnie to bardzo ważny okres w życiu. Przede wszystkim dlatego, że był związany z Lechem. To jest podstawa naszej drużyny – kibicowanie Lechowi Poznań. Cieszę się, że taka drużyna jak nasza istnieje. Ważne, by dalej to pielęgnować, bo czasy są, jakie są i co raz ciężej jest znaleźć zawodników z kibicowskim dorobkiem. Musimy się skupić na młodzieży i wciągnąć w ten świat.

Obecne sukcesy Lecha mogą w tym jedynie pomóc.

Zgadza się, zawsze sukces napędza dobrą atmosferę wokół klubu. Miejmy nadzieję, że to nie jest jednorazowe osiągnięcie i zostanie potwierdzone w następnych latach. Właśnie tego oczekują kibice w Poznaniu i Wielkopolsce. Tu ma być walka o mistrzostwo co sezon, bo to jest podstawa. Jedno mistrzostwo na siedem lat to zdecydowanie za mało na takie miasto jak Poznań i taki region jak Wielkopolska. Mamy ogromny potencjał i nie możemy tego marnować.

Wspomniałeś o nowym pokoleniu kibiców, którego przykładem są zawodnicy z naszej drużyny, którzy mogliby być Twoimi synami. Czym to pokolenie różni się od Twojego?

Przede wszystkim, zmieniły się czasy. Mogę powiedzieć z perspektywy kibica, który też był kiedyś młody i żeby pojechać na wyjazd musiał się naprawdę bardzo postarać. My sami się wszędzie wpraszaliśmy. Miałeś znajomego, to go pytałeś, czy możesz pojechać na wyjazd. Ja miałem o tyle łatwiej, że moi starsi bracia też jeździli. Na mecze Lecha też chodziło się samemu. W tej chwili młodzież jest inna, bo czasy się zmieniły. Obecnie mam wrażenie, że wszystko jest wyłożone na tacy. Żeby kiedyś pojechać na mecz, trzeba było wstać wcześnie rano, iść do Tifo, lub w inne miejsce, gdzie kiedyś załatwiało się bilety i swoje odczekać. Tak samo było w pociągu, gdy jak się jechało na wyjazd, to każdy z młodych miał w głowie, że o siedzeniu może zapomnieć.

Masz ogromny staż kibicowski. Jak wyglądały Twoje pierwsze wyjazdy?

Mój pierwszy wyjazd był w 1998 roku, bodajże do Olsztyna. Wygraliśmy wtedy ze Stomilem 0-2. Pamiętam też wyjazd na GKS Katowice (relacja z wyjazdu: http://gzg64.pl/gks-katowice-1-2-lech-poznan-2/). Wygraliśmy tam, a o ile dobrze pamiętam, bramki zdobyli Maćkiewicz i Żurawski. To były czasy, gdy jak na wyjazd jechało 300 osób, to była niezła banda. W tej chwili to bardzo mała liczba. Dzięki temu, że było nas mniej, każdy się znał. Mając 16 lat, dopiero wchodziłem i poznawałem wszystkich ludzi, ale z czasem dostrzegałem te same twarze i wszystkich poznawałem.

W środę minęło dokładnie 18 lat od jednego z Twoich ulubionych wyjazdów, gdy Lech zdobył Puchar Polski na Łazienkowskiej. Jakie jeszcze wyjazdy wspominasz najlepiej?

Na swoim koncie mam naprawdę bardzo dużo wyjazdów i przygód. Nie będę wchodził w szczegóły, bo to były młodzieńcze lata i na wyjazdach działo się wtedy dużo rzeczy, niekoniecznie związanych ze sportem. Bardzo dobrze wspominam wyjazdy na europejskie puchary, gdzie można było pojechać za granicę. Tym bardziej, że w czasach moich początków Lech nie miał za wiele sukcesów, więc gdy już w końcu mogliśmy gdzieś za Lechem wyjechać, przeżywało się to bardzo mocno. Na krajowym podwórku natomiast najlepiej wspominam te, gdzie Lech osiągnął jakieś sukcesy, jak na przykład w tym wspomnianym 2004 roku w Warszawie. Trudno mi po latach wyróżnić konkretne wyjazdy, bo na przykład w Warszawie, czy Lubinie byłem mnóstwo razy i te wyjazdy mi się zacierają.

Wracając do Ciebie i spraw boiskowych, przez 9 lat w Wiarze Lecha trenowałeś pod okiem trzech szkoleniowców i u każdego grałeś, będąc jednym z kluczowych zawodników. Jak to robiłeś, jak się dostosowywałeś do różnych stylów prowadzenia zespołu?

Przychodziłem mając 30 lat, ale byłem jeszcze w miarę dynamicznym zawodnikiem. Grałem wtedy jako pomocnik w środku pola. Po czasie zszedłem pięterko niżej i zacząłem grę jako obrońca. Każdego z trenerów wspominam bardzo dobrze. Zarówno trener Dariusz Kustoń, Jarosław Wróblewski jak i obecny – Łukasz Kubiak wniósł coś do naszego zespołu i przepracował z nami kilka lat. Z racji wieku, jedyne, co mogłem w sobie zmienić to kwestie taktyczne. Fizycznie niewiele da się rozwinąć w tym wieku, ale nie odstawałem od innych.

Są dwie rzeczy, które Cię wyróżniają na boisku – gra głową oraz spokój przy piłce. To coś, nad czym trenowałeś, czy masz od zawsze?

Pamiętam jeden nasz mecz, w którym rywale notorycznie grali długą piłką, a ja za każdym razem zbijałem piłkę. Kilkanaście przegranych pojedynków główkowych, a ta drużyna dalej grała to samo. Timing i wyskok miałem zawsze, choć z czasem się to rozwijało. Myślę, że timing i odpowiednie wyczucie nabywa się z czasem.

Spokój i zimna głowa również przychodzi z wiekiem. Młodsi zawodnicy z naszej drużyny, którzy obecnie łatwo się gotują, z czasem też się uspokoją. Doświadczenia i spokoju nie można kupić, tylko nabywa się je grając określoną liczbę spotkań.

Jako obrońca uzbierałeś stosunkowo mało żółtych i czerwonych kartek, bo na 190 spotkań dostałeś jedynie 20 żółtych kartek i jedną bezpośrednią czerwoną.

Zgadza się. Co ciekawe, czerwoną kartkę po dwóch żółtych pokazał mi sędzia, który będzie nam gwizdał podczas mojego ostatniego meczu w najbliższą sobotę – Szymon Lizak. To był mecz na Stadionie przy Bułgarskiej, gdy przegraliśmy z Concordią Murowana Goślina. Nie ukrywam, że przypomniałem sobie tę sytuację, gdy przeczytałem obsadę sędziów na mecz z Lubuszaninem. Na tyle meczów to jednak bardzo mała liczba, szczególnie na tej pozycji i w tym zespole. Nie wynika to jednak z mało agresywnej gry, bo potrafiłem grać na krawędzi faulu.

Jakie masz plany po odwieszeniu butów na kołek? Masz już licencję trenerską, planujesz kontynuować tę drogę?

W planach jest zrobienie kursu UEFA B i na pewno chcę zostać przy piłce. Myślę, że moje plany na przyszłość wyklarują się już wkrótce i nie ukrywam, że chciałbym pozostać blisko Wiary Lecha i Kolejorza.

Drukuj
1460

Czytaj więcej

brak treści

Wystąpił problem podczas ładowania treści

Poprzedni Następny
Back To Top