Bierzemy udział w UltraKotlinie - biegu dookoła Kotliny Jeleniogórskiej
Do tej relacji nic nie trzeba dodawać. Brawo, Darek:
"Czwarty rok z rzędu staję na starcie UltraKotlina - Bieg Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej, tym razem na dystansie 80 km.
Godzina 23:15… zmierzam na autobus zabierający zawodników na start w Janowicach Wielkich na dwie godziny przed rozpoczęciem zmagań. Tym razem cała baza zawodów została przeniesiona z Jakuszyc do centrum Szklarskiej Poręby, co było strzałem w dziesiątkę.
Nocny start ma swoje plusy i minusy, plusem cisza i spokój, minusem - brak snu od czwartkowej nocy, co szybko wychodzi podczas biegu.
Od początku lecę luźno, bez szarpania czekam na rozwój sytuacji. Pierwsze kilometry mijają wolno, biegniemy jeszcze w większych grupach. Problem zaczyna się w okolicach 25. kilometra, gdzie żołądek postanowił nie tolerować niczego innego niż piwa (piwo toleruje w każdych okolicznościach), a że brak tego rarytasu na punktach, to wiem że zaczyna się poważny problem.
Na zgonie dobiegam do pkt na 40. kilometrze, licząc, że ciepła zupa zrobi swoje i wszystko wróci do normy. Nic bardziej mylnego. Dwa kilometry później zaliczam zgon życia siedząc gdzieś o 5:00 rano na pniu w lesie z wyłączona czołówką, myśląc co dalej. Czas się zatrzymał, wydawało mi się, że spędziłem tam wieki, a wszystko działo się w mojej głowie i uciekło mi... jedynie kilka minut.
Udało się ogarnąć, udało się podnieść dupę i zacząć truchtać.... po dwóch kilometrach wszystko wróciło do normy, wracają siły, cola i żel energetyczny, na które nie mogłem patrzeć w pierwszej części biegu stawiają na nogi i tak już do końca.
Drugą połowę biegu lecę na nowej mocy, wyprzedzam kolejnych zawodników, wschód słońca robi swoje, daje kolejne siły, gonienie pierwszej damy dystansu daje motywację (do mojego zgonu lecieliśmy razem). Doganiam Anię (bo tak bohaterka ma na imię) na punkcie odżywczym na 54. kilometrze. Wspólnie wspinamy się Zakrętem Śmierci w stronę Wysokiego Kamienia, szczytu położonego w Wysokim Grzbiecie Gór Izerskich. Z tego miejsca lecę ponownie samemu do samego końca (wiem, że Ania na ostatnim odcinku biegu zalicza srogą glebę rozwalając kolano, nogę i zegarek, ale mimo tego dociera na metę jako pierwsza kobieta 80-ki).
Pogoda idealna, deszcz i wiatr w twarz, błoto i śliskie kamienie pod nogami. Biegnie się świetnie, dla motywacji i zabicia czasu wyznaczam sobie prosty cel, mianowicie zabawa: kogo widzę tego... wypada wyprzedzić. W ten sposób na ostatnich 12-15 km poprawiam pozycje z 20+ ostatecznie na 13. open.
Dla statystyk 80 km z przewyższeniem 2693 m pokonuję w 9h48min. Plan był na złamanie 10h - udało się wykonać, "jakieś" tam moce posiadam, pozostaje ogarnąć błędy około-biegowe (tak je nazwę) przed i w trakcie zawodów i będzie ok.
Za rok standardowo wrócę na UltraKotlinę i zmierzę się z koronnym dystansem 138 km dookoła Kotliny Jeleniogórskiej."
10002